Równonoc wiosenna

  Jak wiemy nasz kraj niegdyś zamieszkiwali Słowianie. Słowianie wierzyli w bóstwa nie będę tu przytaczał całego panteonu, generalnie każde bóstwo czy demon miał władze nad żywiołem czy to zjawiskiem przyrodniczym. Tak Marzenna jest boginią śmierci i zimy. Jak wspomniałem Słowianie wierzyli w siły przyrody i dzień równonocy czy to wiosennej czy którejkolwiek innej był dla nich magiczny, palili ogniska czy to odprawiali inne obrzędy by przypodobać się bogom Stąd pochodzi wiele tradycji które na przestrzeni dziejów przejął kościół. Dlaczego ja to pisze na blogu karpiowym? Dobre pytanie,  otóż widze pewne podobieństwa Słowian do karpiarzy przynajmniej nie których karpiarzy. Otóż Słowianie żyli prosto, rytm ich życia wyznaczała przyroda. To ona mówiła im o porze siewu i zbioru i wielu innych związanych z życiem codziennym rzeczach. Tak prawdziwemu karpiarzowi przyroda wskazuje miejsce i sposób łowienia, nie jestem jakimś guru profesorem  i nie będę się rozpisywał na ten temat. Do rzeczy. W sobotę po pracy pomyślałem: ,,pogoda jest zajefajna do tego jutro niedziela trzeba się wybrać nawodę!" Dobra - postanowione. I tak się cieszyłem do chwili w której moja kobita oznajmili, że tysz ma wolną niedziele . Że rzadko się zdarzą że pokrywają nam się weekendy do tego była zima wiec każdy wie jak wyglądają wspólne weekendy w domu, kiedyś nie wierzyłem ale teraz już wiem że i to może się facetowi znudzić. Błyskotliwie zaproponowałem spacer w niedzielne południe. Jak się ucieszyła, ale jak dodałem, że pojedziemy nad wode na łono natury to zaczęła coś o błocie i tak dalej i jakoś jej przeszło samo. Wieczorem zadzwonili znajomi z pytaniem co robimy jutro bo super pogoda i cza się ruszyć, ja oznajmiłem, że idę na spacer ze swoją kobitą i odpdają kina ,sauny ,kręgle i inne zimowe atrakcje, po chwili usłyszałem ,,idziemy z wami’’ Po kilku zdaniach w gre wchodził już grill, ale na to się nie zgodziłem powiedziałem że rozpalimy ognicho i utopimy marzanne i zakończymy zimę. 
  Wstałem jak na niedzielę wyjątkowo w środku nocy czyli o 7. Zacząłem się kręcić po mieszkaniu, ładować baterie do aparatu i ogólnie ogarnęło mnie uczucie jak przed zasiadką Musiałem czekać do 12 bo o tej się umówiliśmy ze znajomymi. Dobra jade już na żwirownie troche się martwie bo to dzika żwirownia i naprawde ciężko tam dotrzeć, znaczy ja se poradze ale reszta? Jestem na miejscu wyskakuje z auta jak oparzony, muszę sprawdzić czy dadzą rade przeleź czy strumień oplatający żwirownie nie jest za wysoki. Jest dobrze - dadzą rade. Z założenia miał to być spacer ale wyszło na to że to będzie jakiś piknik ,dla mnie liczy się tylko jedno - woda. Po przejściu strumyka jest wałek wysoki na około jeden metr - stromy ale iść po jego szczycie z siatką w ręce to błahostka w porównaniu do targania namiotów, pontonów i innych klamotów. Dalej jest już ścieżka przez krzaki wzdłuż brzegu ogólnie do naszej miejscówki jest około 500m. Ustaliliśmy, że dalej nie idziemy (oni ustalili bo chyba się zmęczyli )i ognisko będzie na łączce tuż obok wody.Zostawiłem siatkę poleciałem na nasze ukochane stanowisko i... szok! Drzewko i trzciny które nas chroniły od wiatru jesienią, wycięte. Pogłębiarka na naszych górkach, do tego właściciel wbił tabliczkę, że nie wolno ryb łowić. Szybko sobie przypomniałem, że w tamtym roku coś mówił o tym, że zabroni. W momocie gdy to mówił Paweł wyjął karpia i po chwili go wypuścił. On to widząc powiedział, że my zawsze będziemy mogli tam łowić. Teraz liczę że nie zapomniał. Wracając do niedzieli. Zrobiłem kilka fotek woda była podniesiona, na środku lód. Gapiłem się tak na wodę i wszystko co ją otacza do póki nie usłyszałem wołania „Sikor!, Sikor!” Wiadomo chodziło o rozpalenie ogniska i zastruganie patyków na kiełbasę. Po dwóch godzinach przyszli jeszcze inni znajomi i siedzieliśmy do 20 w miłym towarzystwie. Tak mineła moja pierwsza niedziela nad wodą w tym roku.
Pozdrawiam 
S,Sikora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz