Porażka ?

Sobota  :
Postanowiłem że pracuje do 12  bo Grzegorz miał być u mnie o 13  i heja nad wodę .13:20 jesteśmy już w aucie ,jedziemy .Wyraz twarzy Grześka mówi jedno ,choroba go zaatakowała ,choroba zwana kapiarstwem  i jak wciągu 10min nie będzie nad wodą może być źle .Widzimy już pierwszy zbiornik obok którego przejeżdżamy szerokim łukiem  to zbiornik wspólnoty a 2 tygodnie temu tam wpuścili zarybieniówke i dzień w dzień są ,,zawody. Nasz zbiornik jest z tyłu. Więc jedziemy dalej, dziury coraz większe .Dziś jest sucho...
da się przejechać.Słoneczko obiecuje udaną zasiadkę .Widzę nasz  zbiornik jeszcze tylko 300m cyplem i jesteśmy na miejscu, które nęciliśmy cały tydzień. Na miejscu wyciąganie gratów wędek i tego wszystkiego co niezbędne stało się w tym sezonie, a w zeszłym nie było nawet w planach . Wywozimy  łódką  zestawy  z ziarnami kulkami i pelletem . Wędki już się moczą wszystko jest gotowe  kładę się na łóżku i gapie się w wodę.  Szukam oznak aktywności ryb .  Grzesiek odbiera kilka telefonów ,po czym oznajmia że przyjdą znajomi  zrobić grilla .W zasadzie się nie dziwie miejscówka jest urokliwa do tego mało oblegana bo to koniec cypla z trudnym dojazdem wiec można liczyć na cisze spokój. Znajomi pojawiają się około 16  smażymy mięso rozmawiamy przy piwku .Dalej obserwuje wode  i wcale mnie to nie napala optymizmem bo woda jakby martwa , liczę że wieczorem coś się zacznie dziać. O 19  żegnamy się ze znajomymi  i zostaje sam z Grześkiem na placu boju. Hym. No tak  ale cisza jak makiem  zasiał .swingery stoją nieruchomo jak czapla polująca o świcie na śniadanko. Nie przejmuje się tym na razie  bo jeszcze cala niedziela. Postanawiam na noc troche zmienić miejsce położenia zestawów . około 24  robimy po gorącym kubku i się kładziemy ,centralka przy uchu  i jednym okiem śpię .
Niedziela
Otwieram oczy bladym świtem .Zimno jak cholera wiem że powinienem wstać popatrzeć na wode  ale zimno jakie panuje w namiocie jest demotywujące do takich działań  .przypominam sobie  Bear Grylls i jego svrvival .po 5min wstaje bo wiem że to możliwe .Pierwsze co robie odpalam butle i robie  gorący kubek,  ledwo cokolwiek widać . Po wypiciu kubka z ciepłą  zupą  słyszę śpiew pierwszego ptaszka więc wiem, że  zaraz wzejdzie  słońce.Pije jeszcze   herbatę i zaczynam działać normalnie (odmarzłem). O świcie   wiatr ustaje niema nawet maleńkiej falki w przeciwieństwie do poprzedniego dnia. Obserwuje spławy drobnicy  z nadzieją na jakaś oznakę żerowania karpia. Szok patrzę na  namiot  a na jego powierzchni jest szron ,ba nawet w  środku ,już wiem że  mój letni turystyczny śpiwór się nie nadaje na wiosnę   .Gdy słonce przestaje być czerwone a zaczyna się robić żółtawe  postanawiam przerzucić wędki na miejsce gdzie łowiłem w dzień .O 6 coś pikło  i zrobiło tylko nadzieje, Wstaje Grześ jest około 7 rano widzę jak na przeciwnym brzegu rozkładają się wędkarze za nami też ktoś się rozkłada. To jakieś 50 metrów od nas o 8 jest już mega ciepło(w porównaniu do świtu).Ha okazuje się że za nami rozłożyło się dwóch młodych karpiarzy ,których mieliśmy przyjemność poznać  tydzień wcześniej jak przyjechali na rowerach oglądnąć łowisko. Po tamtym spotkaniu i wymianie kilku zdań mamy pewność że to nasi (no kill). Wymieniamy informacje  pokazuje węzeł beż węzła i kilka innych rzeczy  a oni nam mówią gdzie w tamtym roku złowili karpie i na co .Rozmawiamy o etyce ,cieszę się że mają takie poglądy.   Dalej cisza  ruszył się wiatr jak wczoraj zmienia kierunki co jakiś czas. Czekamy  i zastanawiamy się co tu zrobić  gdzie karpia szukać na co próbować .Padł mi tel to nawet nie zadzwonię spytać o rade. O dwunastej słońce nas rozleniwia do tego stopnia że leżymy i się grzejemy . Dalej  gapie  się w wode  szukając oznak jakiejkolwiek aktywności  ryb .Mijają kolejne godziny na rozmowach na temat sposobu rozpracowania łowiska .Greg postanowił pogadać z miejscowymi  wędkarzami, żeby  dowiedzieć się czegokolwiek  .Wszyscy powtarzali , że duże karpie i amury nie biorą i nie da się ich złowić ale są .Wiec nic nam to nie dało,  bo to że są to wiemy  a złowić się na pewno  da. Około 16 postanawiamy się pakować.  Zajmuje nam to około godzinę. Wracając do domu    zastanawiam  się czy to była porażka czy nie, bo z jednej strony nic nie złowiliśmy a z drugiej strony  mieliśmy okazje poznać i troszkę pomóc młodym karpiarzą .Tak karpiarzą  bo co z tego że nie umieli  kilku technicznych rzeczy  że nie mają super sprzętu  ale mają zdrowe karpiarskie zasady  liczę że będziemy mogli połowić z nimi jeszcze nie raz.
S.Sikora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz