W czwartek około godziny 17-tej przyjechał do mnie Kazik z Marcinem Miałem im pokazać łowisko I pomóc się rozpakować. Założenia miałem dołączyć do nich w piątek po pracy. Wiec, nie brałem ze sobą sprzętu. Zabrałem tylko kulki i lornetkę. Lało do tego było błoto po kolana, a do przejścia 1km. , dramat. Z tobołami na 4 dni przemierzamy teren jak wojsko desantu. Pogoda nie napawała optymizmem. Po dwukrotnym przejściu od samochodu na łowisko mieliśmy wszystkie potrzebne rzeczy. Zaczęliśmy od rozkładania namiotów ,wiadomo leje . Było nas trzech więc ...
uwinęliśmy się szybciutko i około 19 -tej .zestawy poleciały do wody. Jako że się nie widzieliśmy dawno otworzyliśmy po piwie i zaczęliśmy gawędzić.
uwinęliśmy się szybciutko i około 19 -tej .zestawy poleciały do wody. Jako że się nie widzieliśmy dawno otworzyliśmy po piwie i zaczęliśmy gawędzić.
O 21-szej. przypomniałem sobie że muszę jechać do domu, no cóż ale jak autem po piwie ?? nie da rady . Busy nie jeżdżą. Zostaje ! Z jednej strony to mi to pasuje, jedynie kobita może mieć nie być szczęśliwa ale co poradzę? O koło 3-ciej w nocy jest dość dziwne branie. Myślałem że to amur , ale po krótkim holu okazało się że to mały sumik, miał może 80cm. posmarowałem mu pysk i poszedł do wody. Morale nam się podniosło i pogoda zaczęła mieć mniejsze znaczenie
8-ma rano wyszło słonko zapowiadając poprawę pogody, ale brań niema wiec robię kulki .Tomek miał około południa dołączyć do nas i przy okazji podrzucić mi wędki i tak też się stało. Zaczynam rozkładać swoje badyle i wiązać patenciarskie zestawy .Zestawy poleciały w dość nietypowe miejsce ,patrząc na lokalizacje , którą sobie wybrali moi kompani . Nęcąc uparcie od czwartku dążę do celu.
Słonko dalej mocno świeci. Korzystamy z tego maksymalnie. Czekamy na pi pi piiiiiiiii , jak na zbawienie. Grzesiek przyjechał po pracy ( ha ha ja sobie zrobiłem wolne ). Powiedziałem do Grzegorza, kolego dziś coś złowimy. Poprosił mnie żeby było szybciej o jakieś zestaw bo robiła się godzina 19-sta a czas leci .Po chwili Grzesiek rzuca w swoje upatrzone miejsce Po pół godziny pi pi piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii i jedzie krótki hol i jest już na macie. Waga pokazała 5,5 kg . szybka sesja foto i do wody . Nie jest duży, ale jest pierwszy z tej żwirowni.
Biorąc pod uwagę to że skarbnik PZW przy opłacaniu karty powiedział; że na tej żwirowni nie da się karpia złowić i że nawet nie mam co próbować , żebym lepiej sobie zapłacił wspólnotę, bo zarybiają tam 4-razy do roku. Po tym jak to powiedział zacząłem się zastanawiać co odpowiedzieć . Pierwsze co przyszło mi do łba to, to że nie zabijam ryb , ale na 100% nie zrozumie , że karp 2kg z zarybieniówki na kukurydze to nie żadna frajda tego też nie pojmie. Powiedziałem że nie lubię tłoku i jakoś to zrozumiał. Wracając do rzeczy , wszyscy zmieniają kulki na te co zrobiłem i wszyscy z nadzieją w sercach rzucają .
Jest wieczór zrobiło się już dość ciemno a brań niema. Entuzjazm opadł i chłopaki jakoś przed drugą poszli spać. Ja stwierdziłem że posiedzę do świtu potem jak ktoś wstanie to zmieni warte. Siedziałem bez ruchu nasłuchując sygnalizatorów. O 5-tej. przebudziłem Marcina i poszedłem spać .
o 8-mej. obudził mnie Tomek, mówiąc że wyciągnął moim kijkiem karpia. Na początku się wkurzyłem że mnie nie obudził ale przecież w teamie mamy zasadę , jak jeden śpi to drugi łowi. Pretensje przeniosłem sam na siebie że poszedłem spać, a karpik mały, ale cieszył. Nieważne jaka waga wynik sie liczy biorąc pod uwage że nowy zbiornik nowe wyzwania. Poszedłem się jeszcze zdrzemnąć.
Do końca zasiadki się nic nie działo. Marcinowi coś pikneło ale trudno powiedzieć co to było . W każdym razie wizja powrotu była przerażająca ponad kilometr w błocie po kolana i tak trzy razy , po trzecim kursie mam dość ale wszystko zapakowane jade do domu i kolejny tydzień na analizę całej zasiadki i przygotowanie do następnej.tu masz fotki
Pozdrawiam
S.Sikora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz