Zasiadka z bratem

Szlag by to trafił , cały tydzień nęcenia w pizdu, pomyślałem ,po tym jak po 30 min wędrówki moim oczom ukazał się widok który każdego karpiarza może przyprawić o wściekłość. A mianowicie , na miejscówce którą nęciłem siedzi dwóch panów . Tak się ,,zdenerwowałem'' że przeszło mi cale zmęczenie wywołane targaniem gratów na około, bo ponton został u Tomka po ich wyjeździe do Sącza, do tego na zasiadkę wybrałem się z bratem to było tego ciut więcej. Zaczynam się zastanawiać co robić , opcja- rozłożę namiot, kije, stanowisko obok i po prostu poczekam aż pojada do domu bo zdarzyło sie zaledwie parę razy żeby...
ktoś został na noc ,wiec jest szansa że z chwilą zmasowanego ataku komarów po prostu sie zbiorą ,a ja sie wedrę a swoje miejsce .W miarę zbliżania sie na miejscówkę zaczynam dostrzegać oprócz dwóch postaci coś jeszcze ,duża zielona bryła .. czyżby ?? jestem bliżej i nabieram pewności !To zapoznani nie dawno wędkarze a to zielone coś to ułaz ( jeden z niewielu,, samochodów ,, jakie radzą sobie z z tą trasą) .dobra zapoznani nie dawno ale dalej nie zmienia to faktu ze siedzą na moim miejscu. Liczę że sie jakoś dogadam .Witają mnie uśmiechem co i u mnie powoduje uśmiech .Z lekka wyczerpany rozkładam stołek i rzucam bezwładnie swoje dupsko po czym odpalam papierosa Zaczynamy gadać , rozmówca mówi że wie że to moje miejsce i że zaraz sie przeniesie. Jestem w szoku bo bo bo ... w każdym razie miło . Kolejna godzina może więcej mija na rozłożeniu namiotu wędek i innych ,,niezbędnych '' rzeczy . Przed zmrokiem chłopaki z ułaza sie zbierają a my rozpalamy małe ognisko smażymy kiełbasę. Dzień był pogodny i słoneczny zupełnie nie podobny do poprzedniego i według prognoz kolejny ma być deszczowy czas pokarze, a my tym czasem siedzimy przy ogniu i gapimy sie w ogniste języki jak zahipnotyzowani .Postanawiamy sie przenieść do namiotu bo jest coraz chłodniej. w namiocie ogarniamy sie bez większych problemów, jest ukochany dźwięk ! Wyleciałem ze śpiwora jak poparzony do tego boso .Karp nie za duży, krótki hol, podbierak ,mata , brat robi sobie foto z nim i wypuszcza go do wody . Kładę zestawy i wbijam sie do namiotu wycieram nogi i wciskam sie do swojego kokonu . Odpalam lampę bo daje światło a do tego i ciepło ,czekam na kolejne branie .Pół Śpiąc pół czuwając słyszę pi które przeradza sie w sygnał ciągły .Wylatuje z namiotu. Wędka w ręce i czuje potężny opór jednocześnie czuje że z każdym metrem który wyciąga karp z na maksa zakręconego hamulca rośnie stężenie adrenaliny jak w tedy przed skokiem na Bangi . Hol dość długi ,jestem sam bo Piotrek śpi podbieram go dość dziwacznie ale skutecznie . Kładę na macie robię foto. Nie mam wagi ale Marcin ma przyjechać za 3 godziny to wkładam go do worka bo zależy mi na zważeniu. Po wszystkim kładę sie dalej i czekam . Przed świtem budzi mnie dźwięk dobrze mi znany ale jakiś inny taki który nie powoduje u mnie chęci natychmiastowego wydostania sie z namiotu, to telefon, Marcin mówi ze zaraz będzie wiec wyłażę podziwiać świt. Pale papierosa i pi pi piii jest ale mały , krótki hol i wypina sie pod brzegiem w trzcinie, trudno .Po 7 min od tego zdarzenia jest Marcin . szybko mu streszczam co sie działo. Robi mi i bratu jeszcze fote i wysyłamy karpia żeby przyprowadził dziadka . Dzień jest zimny deszczowy i tylko chwilami słonce przedziera sie przez ołowiane chmury .Marcin po śniadaniu poszedł spać bo przyjechał do mnie od razu po nocnej zmianie w pracy. Siedzę dalej z bratem, i tu w zasadzie nic sie nie dzieje na przemian deszcz z wiatrem , woda wygląda na martwą bo nawet szczupłe zębate nie uganiają sie za drobnicą .Rano ale nie wiem która była godzina jest branie. duży opór i spinka po nie całych 2 min. Trochę żałuje bo ten mógł być duży. Czas nam mija na robieniu herbatki na przemian z gorącymi kubkami . Przed południem a może po (czas na rybach płynie inaczej ) zjawiają sie dwa kłady czyli Paweł i dwóch jego kumpli . Witamy sie, mówią że rzucali trochę za drapieżnikiem ale słabo strasznie. Trochę gadamy i i widzę ze za krzaków wylania sie Tomek z Olgą, przyszedł zanęcić. Jest nas trochę .Machają spinningami ale bez efektu , nic .Przełom następuje u wszystkich na raz wszyscy jak na rozkaz wyciągają po krótkim szczupaczku i po kolejnym i u mnie pi pi krótki hol, karp już na macie jak to tomek mówi gniot ale zawsze to coś .Po jakiejś dłuższej chwili chłopaki jada w inne miejsce, Tomek leci do domu na obiad a my siedzimy dalej . o 15 postanawiamy się pomału zbierać żeby przed zachodem być już w samochodzie . Sprawa jest o tyle prostsza bo Marcin zabrał ponton wiec ponad kilometr na butach z przeprawa przez rów zmniejsza sie do ledwo ponad 100 m więc bajka . . Do końca zasiadki sie nic nie działo poza wiatrem i deszczem . Według planu odjeżdżamy przed samym zmierzchem .Jestem zadowolony bo ta dzika żwirownia nigdy nie obdarzyła nikogo z nas tyloma braniami mimo że nieraz było nęcone tygodniami. Zaczyna sie październik wiec najlepsze zasiadki przed nami ,mam nadzieje
S.Sikora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz