Nie ma tytułu

Postanowiłem z Tomkiem że w czwartek  (03 06 10 ) pojedziemy nad wode do niedzieli ,znaczy ja do niedzieli  tomek niestety miał coś do załatwienia i  musiał się zabrać w sobote
       Zaczne od początku  a wiec ; w czwartek tomek podjechał po mnie o godzinie dziewiątej. Zszedłem przed kamienice  była super pogoda słonko ,delikatny wiaterek .Szybko zapakowałem wszystkie graty i ruszyliśmy. Po 20 minutach byliśmy na łowisku ,znaczy w miejscu gdzie można było podjechać najbliżej łowiska  czyli kilometr od miejsca docelowego. Wyciągając graty uświadomiłem sobie ..
jaka moja kobieta jest sprytna bo powiedziała że dojedzie do nas później bo ,,coś tam''. Pisząc na początku ja i tomek miałem na myśli ja czyli siebie i moją dziewczyne  i o Tomku w ten sam sposób . 
    Jest kilometr i do przeniesienia kupe gratów po drodze która jest z nazwy tylko drogą a tak na prawde to błoto poprzecinane kałużami. Przenieśliśmy wszystko na trzy razy  tylko trzy a wszystko  dzięki Oldze która nam dzielnie pomagała.
    Zaczęliśmy od nęcenia wiec  w wodzie  wylądowały ziarna i kulki po zanęceniu poleciały zestawy i zaczęło się rozbijanie obozu .Pogoda była świetna w porównaniu do dni poprzednich gdzie lalo bezustannie. Korzystając ze słonka otworzyliśmy po piwie co sprzyjało dyskusji na temat strategii na te kilka dni karpiowania . Po chwili dotarła Marta z parą znajomych. Co spowodowało że dziewczyny zaczeły się opalać a my dalej debatowaliśmy w nadziej na odjazd karpia. W zasadzie nic się nie działo tyle że znajomi pojechali wieczorem. Została nasza czwórka. Kobiety po zmroku położyły się spać. Ja i mój kompan czekaliśmy na branie do późnego wieczora a do namiotów wygonił nas deszcz  Ogólnie było bardzo wesoło i pozytywnie .
   O świcie postanowiłem skontrolować zestawy i przerzucić. Na rozgrzewke pomachałem troche kobrą  w efekcie zmokłem  (lało jak diabli) . Wróciłem do namiotu na ciepłą herbatkę i powrotem do śpiwora.  Około ósmej centralka się drze! Wyleciałem jak poparzony wędka w góre wiem że jest , ale wiem też że mały .Hol krótki bo i przeciwnik wagi piórkowej. Tomek nawet nie wyszedł z namiotu po tym jak usłyszał że mały ,ba nawet moją ukochaną ciężko mi było przekonać do ubrania się i zrobienia fotki.Jakoś się udało. Im bliżej południa tym lepsza pogoda była , mimo wszystko wiele brakowało do wczorajszej lampy.W zasadzie niema co za bardzo opisywać bo nic się nie działo.A zapomniał bym ,Grzesiek wpadł do nas wieczorem z napojami chodząco-rozgrzewającymi (zależy od pogody) posiedział z nami pare chwil które wystarczyły by Tomek mu streścił dotychczasowe wydarzenia. Do wieczora jedno piknięcie u mnie i tyle  ale trzymamy się planu-strategii .
    W sobote od świtu słonko grzeje na maksa! Niestety nic się nie dzieje, postanawiamy powierzyć kije kobietą i troche po sondować dno (łowimy na mało nam znanym łowisku). Dzień jest leniwy, strasznie leniwy, z  powodu skwaru nic się nie chce. Kobra wydaje się być z ołowiu  a ponton niemal przywiązany  do brzegu, ale robimy swoje .Tomek w wielkim trudem zaczyna się zbierać , kończy pakowanie w porze obiadowej . Pomagam zanieść graty i wracam  na stanowisko. Jedyny plus tego dnia dostrzegam wieczorem ., bo widze że wyschły mi wszystkie rzeczy. Podziwiam zachód słońca  z moją kobietą. Jest bajecznie , hym było by gdyby nie tysiące, nie (!)miliony  krwiopijnych komarów. Po zachodzie jemy ciepła kolacje i chowamy się do namiotu, moskitiery robią robotę. Marta usypia a ja zapadam w swego rodzaju letarg. Ciężko to wytłumaczyć, ci co mnie znają wiedzą o co chodzi . Do rana nic.
   O piątej wychodzę z namiotu obserwować wodę jestem zrezygnowany, nic się nie dzieje. Zakładam świeże kulki jest szósta. Około siódmej wstaje moja kobieta  postanawiamy coś zjeść i się zacząć zbierać bo o dziesiątej postanowiliśmy jechać do domu (mój brat ma ósme urodziny i musze być) . Po świetnej jajecznicy  pije herbatę  a tu pi  przerwa pi  jestem już przy wędce  swinger opada 1cm ponosi się 2cm ponoszę wędke do góry sadząc że to jakiś kleń (ostatnio tak miałem ) ,czuje opór ale puścił zwijam (tak ,tak , zwijam nie holuje) sadze że kleń zaplątał się w zielsko i targam to zielsko razem z nim  pod brzegiem widze że to karp podbieram waga pokazała 6,5 kg . Proszę moją kobietę o fotke  ...i w tej chwili przypominam sobie że bateria w aparacie  padła w piątek .  luz mam tel
Szukam tel . Jest  ale bateria  słaba i nie odpali kamery  kur…  Marcie padł wczoraj  trudno leci do wody beż fotki .Ciesze się   bo to taki miły akcent na koniec zasiadki .składam brolly, łóżko ,ogólnie jest tego trochę po czym pi pi piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii  lecę podnoszę wędke ,jest ! Łowię pod trzcinami, karp robi tam ogromne zamieszanie, płynie ,widze go. Ogromny opór wedka wygitęa w pałąk  ,serce coraz mocniej i głośniej bije  wiem że tętnice na szyi mam nabrzmiałe, adrenalina robi swoje. Po 15 m zamurował ,tam jest kupe zielska (!!) a ja nie mam pontonu (tomek zabrał ) . Dalej się nie rusza. Zimny pot , tysiąc myśli na sekunde ; jest  czy może wlazł w zaczep? Ruszył ,płynie w lewo. Walczy niesamowicie mam hamulec niemal na ful dokręcony (tak lubie łowić) ale wyciąga żyłke, łapa mnie boli. Stanął teraz moja kolej ,jest już niedaleko , widze go, jest duży. Znów przykleił się do dna , nie dobrze bo pod brzegiem są małże. Z wielkim mozołem podnosze go   Marta stoi z podbierakiem ,nigdy nie podbierała ryby. Masakra robi to źle (stres)  szybka instrukcja i karp jest w podbieraku. Wchodzę po niego wyciągam sztyce (ramiona) podbieraka ,łapy mi się trzęsą  ale udało się. Pod nosze go ,wiem że nie jest mały ale rekordu niema . Ręce mi się trzęsą  warze go. Waga mówi 16kg  Dzwonie do Tomka
 mówię krótko - jest 16  kg
Tomek- zjebiście!
ja- kończe , bateria  pozdro
 I teraz świadomość że nie mam aparatu . Marta próbuje jeszcze raz uruchomić aparat ale   lipa . Patrze na niego żeby go zapamiętać  i posyłam do wody. Odpalam nerwowo papierosa i szybki bilans; biorą a ja musze do domu, do tego nie mam fotek . Po 15 min zaczynam  wracać do rzeczywistości.
  Składam bety i powrót do domu droga po kolana w błocie nie przeszkadza mi.Jestem nakrecony .W aucie uświadamiam sobie że wracam do szarej rzeczywistości , do pracy ,do wszystkiego tego od czego uciekam nad wode.
Tu są foty które się udało zrobić 
Pozdrawiam

S.Sikora

2 komentarze:

  1. Gratulacje udanej zasiadki. Ale 16-ki nie gratuluję bo nie widzę :)
    Aparat ap a telefonu nie ma? Cholerniku jeden :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kron jak pisałem tel miałem ale jak jest słaba bateria to nie odpala aparatu w telefonie.Szczerze to żal mi strasznie że nie mam fot bo to moja życiówka

    OdpowiedzUsuń