Sierpniowe amury



Pod koniec sierpnia zaplanowaliśmy z Sikorem wspólną zasiadkę. Postanowiliśmy, że spróbujemy swoich sił na żwirowni, na której siedziałem z Pawłem w długi weekend czerwcowy. Ponieważ mieliśmy sporo komponentów, doszlismy do wniosku, że zrobimy wspólnie parę kilo żarełka dla naszych ulubieńców. Cel był jasny - nastawiamy się głównie na amura!
 Kulki o smaku owocowym oraz słodka kukurydza były naszą podstawą do kilkudniowego nęcenia. Na czerwcowej zasiadce z Pawłem, nie udało mi się niestety nic wyciągnąć, dlatego też bardzo chciałem spróbować jeszcze raz swoich sił na tej wodzie. Tym bardziej, że ostatnim razem miałem brania, które niestety nie zakończyły się pomyślnie. Podczas ostatniej wyprawy z Pawłem, łowiliśmy z wywózki na odległości ponad 100 metrów od brzegu. Jednak teraz z Sikorem doszliśmy do wniosku, że siądziemy z drugiej strony nęciska. Miejsce było trudno dostępne, a łowienie odbywało się praktycznie przed nogami.. Na łowisko dotarliśmy po południu w środę 31 sierpnia. Po umieszczeniu zestawów w wodzie i rozłożeniu namiotów zasiedliśmy i czekaliśmy na jakiekolwiek znaki z podwodnego świata. Przede wszystkim musieliśmy zachować  ciszę na stanowisku, aby nie płoszyć  ryb. Około 12stej w nocy u Sikora odezwał się sygnalizator. Było to pojedyncze pikniecie sygnalizatora. Po chwili znaleźliśmy się oboje przy jego wędkach. Swinger delikatnie opadł. Myślimy - co jest??? Nagle Sikor zauważył, że żyłka przemieszcza się w prawą stronę, a sygnalizator i swinger nic nie wskazują. Energicznie podwinął i dociął rybę. Pobiegłem po podbierak, z nadzieją, że coś zaraz zagości na naszej macie! Po krótkiej, ale konkretnej walce, ku naszemu zaskoczeniu ryba się spięła. Musiał się słabo zaciąć. Tak to bywa z amurami - trzeba ciąć wszystkie ruchy swingera ale i tak nie zawsze skutecznie się to udaje. Szymon umieszcza z powrotem zestaw w łowisku. Wracamy do namiotu i czekamy na coś więcej. Cieszymy się, ponieważ kontakt z rybą już był. A ryba, na którą czekamy jest w łowisku. Po rozmowach o karpiowaniu i nie tylko, koło 3ciej kładziemy się spać. Dopiero koło 6stej nad ranem budzi mnie dźwięk sygnalizatora. Spoglądam z namiotu i widzę po żyłce, że ryba popłynęła całkowicie w moją stronę i przemieszcza się wzdłuż brzegu. Azjata płynął w kierunku mojego kompana, który łowił jakieś 20metrów z mojej prawej strony. Wybiegłem do wędki, podwinąłem i dociąłem przeciwnika. Czuję, że jest!!! Krzyczę do śpiącego jeszcze Sikora. Mam, Siedzi, Wstawaj! Cały hol odbywa się blisko brzegu w okolicach wierzby rosnącej w wodzie. Ryba próbuje w niej zaparkować, ale na szczęście wychodzi. Przeciwnik jest bardzo silny. Wykonuje kilka energicznych odjazdów. Sikor czeka z podbierakiem, a ja staram się mu podprowadzić rybę. Wiedziałem, że jeśli będę go długo męczył, to mogę go stracić i w zawadach. Dlatego po chwili zastosowałem hol siłowy. Na szczęcie kompanowi udaje się sprawnie podebrać azjate. W końcu ryba znajduje się na macie. Ważymy przeciwnika – 15 kg. Jestem szczęśliwy. Wreszcie udało mi się wyciągnąć  wspaniałą rybę z tej nie odkrytej jeszcze przez nas wody. Po wykonaniu jednego zdjęcia przez kolegę aparat nagle pada... To nieźle – myślę, ale na szczęście udało się zrobić  parę fotek telefonem, po czym pięknie ubarwiona i silna ryba wraca do naturalnego środowiska. Jesteśmy zadowoleni i pełni nadziei na dalszy połów. Po południu przygotowujemy kukurydze i donęcamy łowisko. Przez cały dzień cisza na wędkach. Wspaniała aura sprzyja naszym nastrojom. W nocy Sikor ma kolejne branie. Zacina, lecz okazuje się, że to leszcz połakomił się na jego przynętę. Do rana nic się nie dzieje. Co prawda mieliśmy cichą nadzieję, że będzie szansa mieć jeszcze jakiś kontakt z rybą. Po opadnięciu mgły, wyłania się piękne słońce, lecz czas się zwijać  do domu. Czekamy do 10tej, aby nasze namioty przeschły i pakujemy graty. Niestety nie doczekaliśmy się już żadnego brania, ale trzeba przyznać, że plan został praktycznie wykonany. Szkoda tylko, że Sikor stracił swój okaz.
Każda zasiadka, jak również woda, na której się łowi jest inna. Jednak zawsze trzeba wyciągnąć  wnioski. Łowienie amurów staje się dla mnie coraz bardziej pasjonujące i nadal pozostaje do odkrycia. Jestem przekonany, że łowisko to kryje dużo większe okazy amurów i karpi. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mieli okazję spróbować swoich sił na tej wodzie.Foto

Tomek