,,OCZKO” Zasiadka 9 - 10 czerwca 2012

Czerwcowy długi weekend spędziłem na jednej z podkrakowskich żwirowni wraz z moją dziewczyną. Paweł nie dał rady ze mną zasiąść w długi weekend czerwcowy, Sikor wybierał się na solińskie kapry, więc namówiłem swoja dziewczynę, aby mi towarzyszyła. Łowisko to odwiedziłem i przygotowywałem już tydzień wcześniej razem z Pawłem.
Wiadome - bez nęcenia nie ma itd. Wtedy udało się Pawłowi złowić piękną i bardzo waleczną 9tke. Niestety tylko ten jeden karp zagościł na naszej macie. Miejscówka była już jakiś czas sypana, więc wystarczyło, żebym jeszcze trochę donęcił. Miałem nadzieję, że będzie szansa złowić coś fajnego! Woda ta kryje w sobie bardzo ładne okazy amurów i karpi, o czym przekonaliśmy się już nie jeden raz. Postanowiliśmy, że pojedziemy nad łowisko już w środę wieczorem. Gdy pojawiliśmy się nad wodą, ku mojemu zaskoczeniu nasza miejscówka była zajęta!!! Myślę – DRAMAT! Nie było nawet gdzie się rozłożyć. ZDENERWOWANY na maksa podjąłem szybką decyzje - jedziemy na staw obok, na którym siedzieli znajomi karpiarze. Zbiornik ten znam już dobrze, więc szybko zanęciłem stosowne miejsce, wywiozłem zestawy i rozbiłem obozowisko. Niestety nie doczekaliśmy się tam brania i po południu w czwartek wróciliśmy do domu. Piątek przerwa i wreszcie w sobotę powrót na łowisko. Kolejna próba – sprawdzamy, czy wcześniej oblegana miejscówka jest w końcu wolna. Już wcześnie rano udałem się Olgą, aby to sprawdzić. Udaje się - WOLNE - myślę super! Po rozłożeniu klamotów donęciłem oraz posłałem zestawy do wody. Pozostało jedynie czekać... Przez cały dzień bez brania, jedyne czego przybywało to liczba wędkarzy dookoła. W końcu, około godziny 21 stawia mnie na nogi bardzo mocny odjazd. Zbieram się od razu i zacinam. Czuję duży opór. Ryba zaczyna odjeżdżać. Krzyczę jest!! Olga bierze podbierak i pakujemy się w ponton! Po chwili jesteśmy na wodzie, a po kilku odjazdach udaje mi się podciągnąć rybę do powierzchni. Ukazuje się pysk i wielki biały brzuch. Widzę go - to Amur. Ryba się przewala i zaczyna się dalsza walka. Gdy tylko choć trochę podprowadzam go w stronę pontonu, to od razu się zrywa. Amur wykonuje bardzo mocne odjazdy, ale z minuty na minute słabnie, a Olga przygotowuje się do podebrania. Po jakimś czasie udaje mi się go podprowadzić w okolice podbieraka i Olga podbiera zmęczoną walką rybę. Ledwo mieści się do podbieraka. Oddaje Oldze wędkę i szybko łapie za podbierak, zamykam kolosa w środku – JEST NASZ!!! Dopływamy do brzegu, po czym próbuję wyciągnąć rybę z wody, ale jest tak ciężka, że ledwo ją doniosłem na mate. Myślę - będzie koło dwóch dych – MASAKRA! Na macie amur prezentuje się nam w całej krasie. Jest ogromny i przepiękny. Mierzymy i ważymy azjatę ;) 110 cm długości, waga 22,5 kg, po odliczeniu maty 21 kg. Życiówka z dzikiej żwirki - 2jka z przodu, jestem prze szczęśliwy :) Jeszcze tylko foty i do wody. Ale jak to zawsze bywa coś musi się spieprzyć! Okazuje się, że aparat ma za słabe baterie, a zapasowe nie są lepsze. DRAMAT! Robimy zdjęcia telefonem... Niestety są do dupy, ale jakieś zawsze – trudno! Nie zaryzykowałbym z przetrzymywaniem takiego kolosa w worku karpiowym do zdjęć. Wiadomo jak to z amurami... Życiówka, czy nie - kondycja i zdrowie ryby jest najważniejsze. Uwalniamy potwora, po czym wraca do podwodnego świata. Po chwili do mnie dociera co złowiłem. Daje znać znajomym. Przewożę zestaw w nadziei na dalszy połów. Do niedzielnego popołudnia siedzimy bez dotknięcia, ale co tam! Ta ryba zrekompensowała mi wszystko. Gdy się zastanawiałem, czy jechać w długi weekend tutaj, czy podskoczyć i spróbować swoich sił na Wiśle i zapytałem Pawła o rade powiedział „donęć i jedź tu - złowisz życiówkę”. Wykrakał - stało się :) Często powtarzam Oldze, że warto siedzieć nad wodą dla takich pięknych ryb, o czym mogła się przekonać na własne oczy.fotki
Tomek